Krosno Odrzańskie. Ze szpitala Zachodniego Centrum Medycznego zniknął sprzęt za 180 tys. zł. To była kradzież?

Zdarzenie miało miejsce w środę (24 listopada). To tego dnia z pracowni RTG Zachodniego Centrum Medycznego zniknęła specjalna płytka, której wartość oszacowano na ok. 180 tys. zł. Bez niej wykonywanie badań RTG nie było możliwe i te zostały zawieszone na cały dzień.

Element sprzętu, który zniknął wyglądał tak:

Prezes Zachodniego Centrum Medycznego, Jolanta Siwicka poinformowała, że na policji została zgłoszona kradzież sprzętu. Dziwiła się jednak, jak mogło do tego dojść, ponieważ pracownia RTG była zabezpieczona.

- Mamy tam kamery, działający alarm - wymienia J. Siwicka. - Udostępniliśmy nagrania z monitoringu da policji. Liczymy na to, że uda się odzyskać ten sprzęt i liczymy na pomoc mieszkańców.

Kiedy ujawniona została informacja o kradzieży, to mieszkańcy również zaczęli snuć podejrzenia. Uważali, że musiał tego dokonać ktoś "wewnątrz", czyli jakiś pracownik szpitala. - Kto by wiedział, że taka zwykła płytka kosztuje 180 tys. zł? - zastanawiali się na internetowych forach.

Zachodnie Centrum Medyczne umieściło informację z prośbą o pomoc w znalezieniu skradzionego elementu pracowni RTG. Ten jednak szybko się odnalazł. - Dzięki informacji, która została udostępniana na Facebooku udało się odzyskać płytkę z pracowni RTG - przekazała J. Siwicka.

Okoliczności odzyskania sprzętu są jednak... dziwne. Płytka po prostu na powrót znalazła się w pracowni RTG, już po tym jak udało się zarządcom szpitala zorganizować i zainstalować "zastępstwo", czyli nowy element. Poinformowała o tym policja.

- Detektor odnaleziony został w piątek rano (26 listopada) w pomieszczeniu pracowni RTG, po skonfigurowaniu nowego detektora z urządzeniem RTG. To czy doszło do kradzieży jest przedmiotem prowadzonego postępowania - poinformowała oficer prasowa Komendy Powiatowej Policji w Krośnie Odrzańskim, Justyna Kulka.

- Nie mamy nowych informacji. Są różne wersje. Możliwe, że ktoś zabrał ten sprzęt, ale gdy o sprawie zrobiło się głośno, to ją z powrotem podrzucił - dodaje prezes Siwicka. - Policja wciąż bada sprawę.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: